Dorastając, wszystko, co wiedziałam o ADHD, to stereotyp kogoś, kogo wiewiórki łatwo rozpraszają i kto przeszkadza w klasie. To nie pasowało do tego, przez co przechodziłam. Nie obchodziły mnie wiewiórki ani trochę, a byłam zbyt zajęta albo bujaniem w obłokach, albo całkowitym opuszczaniem szkoły, żeby przeszkadzać w klasie.
Zamiast wiewiórek i niepokoju, po prostu czułem, że w mojej głowie jest mur blokujący mnie przed robieniem tego, co chciałem robić. Chciałem być Rorym Gilmore: przeczytać każdą książkę, zaliczyć każdy przedmiot i mieć zdrowe relacje z przyjaciółmi i rodziną. Chciałem nawet pójść na Ivy League i zostać dziennikarzem.
Ale była ta wielka, głupia ściana, która nie chciała drgnąć i oznaczało to, że mogłem zajść tylko do pewnego momentu. Mogłem pracować tylko wtedy, gdy pracowałem w panice. Mogłem się skupić tylko wtedy, gdy był to temat, który mnie interesował. Nawet wtedy mogłem to zrobić tylko wtedy, gdy była wystarczająca presja, aby utrzymać mnie przy zadaniu. A nawet wtedy moje zainteresowania zmieniały się nieustannie, więc nie zawsze mogłem na nich polegać.
W drugim roku liceum zamiast zostać przyjętym do szkoły przygotowawczej, takiej jak Rory, zostałem wysłany do alternatywnej szkoły dla dzieci z problemami. Nadal nie wiedziałem, co jest ze mną nie tak. Moje życie po prostu coraz mniej przypominało to, jakiego chciałem.
Dopiero będąc już w wieku dorosłym, w końcu otrzymałam właściwą diagnozę . Ale kiedy już to zrobiłam, wszystkie objawy, z którymi zmagałam się przez całe życie, znalazły swoje miejsce. Kiedy zaczęłam przyjmować leki, poczułam, że nie ma już żadnego oporu. Widziałam zadanie na mojej liście i po prostu je robiłam. Mur runął.
Tak wygląda jeden dzień z mojego życia z ADHD.
Spis treści
Dzienniki ADHD
6:45 AM : Mój budzik dzwoni. Wciskam drzemkę i idę spać. Nastawiam budzik na 6:45 AM, ponieważ chcę wstać wcześniej, aby mieć więcej czasu dla siebie rano. Zamiast tego wypracowałam sobie nową rutynę, włączając drzemkę i budząc się o wiele godzin później.
8:16 AM : Budzę się naprawdę i robię kawę. Podczas gdy się parzy, podlewam pierwszą i jedyną roślinę, którą udało mi się utrzymać przy życiu dłużej niż kilka miesięcy.
Wybrałam begonię, ponieważ przeczytałam, że jest przystosowana do długich okresów bez deszczu. „Jest podatna na gnicie korzeni, jeśli dostanie za dużo wody” – powiedziała mi strona internetowa. „Więc lepiej ją podlewać za mało niż za dużo”. Brzmiało to jak dobre dopasowanie do mojej niepewnej i sporadycznej motywacji do utrzymywania nawet najprostszych rutyn.
Zazwyczaj udaje mi się podlewać go przynajmniej raz w tygodniu, dwa do trzech razy w dobrych tygodniach, zero razy w złych. Ale ten niespójny i całkowicie nieprzewidywalny harmonogram sprawił, że jego korzenie nie gniją i są żywe od prawie trzech lat.
9:24 AM : Siadam przy biurku, żeby zacząć pracę . Plan zakładał rozpoczęcie o 8:30. Ale obudziłem się z dwoma wiadomościami tekstowymi, na które nie mogłem odpowiedzieć, dopóki nie wypiję kawy. Ale wtedy zacząłem przewijać Twittera, pijąc kawę, czekając, aż zacznie działać, żebym mógł odpowiedzieć na wiadomości. Minęła prawie godzina, zanim spojrzałem na zegarek. Wydawało się, że to tylko pięć minut.
9:38 : Minęło już około 15 minut odkąd „zaczęłam pracę”, a wciąż nie mogę się do niej zabrać, bo mam cztery zadania, nad którymi muszę dzisiaj popracować, i nie wiem, od którego zacząć.
Nadal nie odpowiedziałam na wiadomości, a obudziłam się za późno, żeby pójść na poranny bieg i dać sobie czas na przeczytanie książki, którą planowałam od miesięcy. Jestem na nogach dopiero półtorej godziny, a niedokończone zadania tego dnia już niebezpiecznie szybko narastają, zbliżając się do kwoty, która sparaliżuje mnie niezdecydowaniem .
W końcu decyduję się na edycję artykułu, ponieważ wymaga to mniej pracy niż rozpoczęcie pisania zupełnie nowego, więc powinnam móc zrobić to łatwo i skrócić listę rzeczy do zrobienia.
11:09 AM : Mój 10-minutowy alarm zadzwonił o 9:50, aby przypomnieć mi, że mam spotkanie o 10:00 rano. Wyłączyłem go, a potem pomyślałem, że zrobię trochę więcej edycji przez te ostatnie kilka minut, zamiast po prostu skonfigurować połączenie Zoom i czekać, jak zwykle to robię. Ponownie nie zauważyłem czasu aż do 11:09 AM
Jestem na nogach dopiero półtorej godziny, a liczba niezakończonych zadań do wykonania tego dnia niebezpiecznie szybko rośnie i zbliża się do takiej liczby, że poczuję się sparaliżowana niezdecydowaniem.
Decyduję, że czas wziąć leki. Większość dni staram się wykonać przynajmniej część pracy rano bez nich. Obawiam się, że tolerancja na Adderall może się rozwinąć i że rozwiązaniem tego problemu jest zwiększenie dawki. Ale wraz ze wzrostem dawki pojawiają się większe skutki uboczne .
15:27 : Po zażyciu leków udało mi się przepracować około cztery godziny, więc postanowiłem zrobić sobie przerwę, pobiegać i coś zjeść (leki odebrały mi apetyt i musiałem pracować w trakcie lunchu).
Moja lista rzeczy do zrobienia wydaje się mniej nie do pokonania, ale nadal jestem w tyle tam, gdzie powinnam być. Będę musiała wziąć drugą dawkę po biegu, chociaż mój lekarz zaleca, aby nie brać jej po 16:00, ponieważ może to zakłócać sen . Bez niej jednak nie będę w stanie nadrobić reszty pracy na dany dzień i przełoży się to na jutro. A to oznacza, że prawdopodobnie obudzę się już przytłoczona i niezdolna do zrobienia czegokolwiek.
16:12 : Próbuję odpisać na poranne wiadomości, jedząc późny lunch, ale zadanie to mnie przytłacza.
Między wrażliwością na odrzucenie a perfekcjonizmem napisanie nawet prostej wiadomości tekstowej może zająć 15-30 minut. A po tym, jak skończę, druga osoba często odpowie w ciągu kilku sekund lub minut, co oznacza, że ledwo mam szansę poczuć ulgę z ukończenia zadania, zanim na jego miejscu pojawi się nowe zadanie.
Ale nie wiem, jak to wyrazić ludziom, żeby nie zabrzmiało to jak jakaś odmiana „rozmowy z tobą to uciążliwy obowiązek”. Więc zazwyczaj kończę na unikaniu wiadomości tekstowych przez dni lub tygodnie (co pogarsza problem). Moim postanowieniem noworocznym w tym roku było odpowiadanie na wiadomości tekstowe w ciągu 24 godzin. Po dwóch tygodniach zmodyfikowałem je na „w ciągu tygodnia”. Jak dotąd nie udało mi się nawet tego trzymać.
7:02 PM : Udało mi się zrobić kolejne dwie godziny pracy i chociaż nadal trochę odstaję od tego, co muszę zrobić dzisiaj, czuję się tak wyczerpany psychicznie, że ściana znów stanęła. Zamiast kończyć, idę na spacer, żeby zaczerpnąć powietrza i zmienić otoczenie, zanim położę się spać i poleniuchuję przed telewizorem.
7:15 PM : Podczas spaceru zaczynam odczuwać poczucie winy i niepokój z powodu niedokończenia pracy. To znajome uczucie, utrwalone przez lata niespełniania swojego potencjału w szkole, a następnie przez lata niespełniania własnych ambicji w karierze. Mogę policzyć na palcach jednej ręki dni, w których faktycznie ukończyłam całą pracę zaplanowaną na dany dzień.
Mimo że dziś jest kolejny „niedokończony dzień”, muszę przyznać, że to duża poprawa. Przed leczeniem miałam szczęście, jeśli udało mi się wykonać więcej niż dwie godziny pracy w ciągu całego dnia, więc mimo że nie skończyłam wszystkiego, wykonanie sześciu godzin pracy to i tak wyczyn. Próbuję sobie o tym przypominać.
7:37 PM: Po powrocie ze spaceru podgrzewam resztki na kolację, a następnie siadam przy biurku z nadzieją, że uda mi się oszukać siebie i zrobić trochę więcej pracy. Ale mur nadal stoi. Postanawiam raz jeszcze wyłączyć komputer i pozwolić sobie na odpoczynek.
Nadal trudno jest robić przerwy, żeby nie stały się one paraliżującym epizodem rozmyślania o wszystkich zadaniach, których nie robię w danym momencie. Przez tyle lat czułam się leniwa, pozbawiona ambicji i nieproduktywna, że zaczęłam kojarzyć każdy okres bezczynności z odkładaniem spraw na później i poczuciem winy.
W tym stanie przerwa wcale nie jest przerwą, tylko stresującym okresem stagnacji — różnica między przespaniem całej nocy a leżeniem w łóżku i wpatrywaniem się w sufit przez osiem godzin. Mogą wyglądać podobnie, ale tylko jedna jest faktycznie regenerująca i pomocna.
Ćwiczę jednak i powoli moje przerwy zaczynają przypominać coś, co przypomina prawdziwy odpoczynek.
Na zakończenie
Moje dni nadal zazwyczaj nie wyglądają tak, jak planuję, ale jedną z najważniejszych lekcji, jakiej nauczyłam się od czasu postawienia diagnozy, jest to, że zdrowie psychiczne to w równym stopniu praca nad sobą i akceptacja własnych ograniczeń.
W pierwszych miesiącach leczenia byłem tak zachwycony, że w końcu znalazłem coś, co mogłoby zburzyć mur, że zacząłem się przepełniać, próbując nadrobić stracony czas. Zwiększyłem ilość pracy, zacząłem chodzić na zajęcia po godzinach i po prostu starałem się zostać Rorym Gilmore, którym zawsze chciałem być.
Wkrótce pracowałem za dużo i zobowiązania zaczęły się wymykać. Tylko tym razem nie dlatego, że waliłem głową w mur. Po prostu miałem za dużo na głowie.
Moje dni nadal zazwyczaj nie wyglądają tak, jak planuję, ale jedną z najważniejszych lekcji, jakiej nauczyłam się od czasu postawienia diagnozy, jest to, że zdrowie psychiczne to w równym stopniu praca nad sobą i akceptacja własnych ograniczeń.
Od tamtej pory staram się znaleźć równowagę: zrobić miejsce na moją pracę i cele, jednocześnie uznając, że jestem człowiekiem i że leki nie są panaceum. Złe dni nadal się zdarzają, a gdy już się zdarzają, nawet przy lekach, nie jestem w stanie być tak produktywna, jak się spodziewałam. Staram się postrzegać te złe dni nie jako „złe”, ale jako znak, że muszę odpocząć. Jeszcze nie przekonałam się do tego w pełni, ale nad tym pracuję.
Jeśli Ty lub ktoś Ci bliski zmaga się z ADHD, skontaktuj się z Krajową Infolinią ds. Nadużywania Substancji i Usług Zdrowia Psychicznego (SAMHSA) pod numerem 1-800-662-4357 , aby uzyskać informacje o placówkach wsparcia i leczenia w Twojej okolicy.
Więcej informacji na temat zdrowia psychicznego znajdziesz w naszej Krajowej Bazie Danych Pomocy .